Pan Woźny karmił nas
tranem, uzupełniał atrament w kałamarzach, dzielił kredę, a jak
ktoś zasłużył, to i poszarpał za ucho…
XY
W piątej lub szóstej
miałem tak bliski kontakt z Panią Szpilewską, że został u Niej w
garści dość pokaźny kawał mojej czupryny. Za oberwanie niechcący
zasłonki w piwnicznej stołówce, gdzie chodziliśmy na obowiązkowe
mleko. Dobrze, że rodzice nie musieli się fatygować do szkoły.
Nigdy nie miałem o to żalu. Fajnie było.
Ryszard Gartold
Jeśli chodzi o kary to
jestem NUMBER ONE! (1958-1963). Minimum 6 uwag przez 6 dni tygodnia i
non stop tłuczony linijką po łapach na świetlicy przez Sosnę
(Pani Sosnowska), a w domu pasem w d... przez Mamę w nagrodę za te
uwagi. Ale na złe to nie wyszło... A dziś uczniowie znają na
pamięć kodeks praw, ale żadnych obowiązków.... Panie Havranek -
to se ne vrati...
Andrzej Rogaczewski
Pani Sosnowska to mój
kat na świetlicy - chyba milion razy dostałem linijką po łapach,
i w końcu mama przeniosła mnie do swojej szkoły, gdzie też brałem
baty, ale wyrosłem na porządnego (?) człowieka i nie mam żalu.
/.../I kto by pomyślał - ile siły miała "Sosna" jak
lała linijką po łapach za cokolwiek na świetlicy!
Andrzej Rogaczewski
A w delikwenta, który
rozmawiał na lekcji, Sosna rzucała kredą i trzeba było tą kredę
zjeść. Ale nauczycielką była super. Mieszkała na Tuwima - na
koniec roku szkolnego pomagaliśmy jej zanieść kwiaty do domu.
Ewa Moroz (Seidel)
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.